Środowiska dziennikarskie w 1956 roku. Szkic do portretu // Journalistic communities in 1956: a sketch for the portrait PDF

Title Środowiska dziennikarskie w 1956 roku. Szkic do portretu // Journalistic communities in 1956: a sketch for the portrait
Author Michał Przeperski
Pages 17
File Size 774.2 KB
File Type PDF
Total Downloads 55
Total Views 379

Summary

Michał Przeperski BBH IPN Środowiska dziennikarskie w 1956 roku. Szkic do portretu 5 października 1957 r. Władysław Gomułka spotkał się z dziennikarzami. Sformułował wówczas wyraziste opinie na temat aktywności dziennikarzy w okresie odwilży, skupia- jąc się przede wszystkim na popełnionych przez ni...


Description

Accelerat ing t he world's research.

Środowiska dziennikarskie w 1956 roku. Szkic do portretu // Journalistic communities in 1956: a sketch for the p... Michał Przeperski Nie tylko "Po Prostu". Prasa w dobie odwilży 1955-1958, red. M. Przeperski, P. Sasanka

Cite this paper

Downloaded from Academia.edu 

Get the citation in MLA, APA, or Chicago styles

Related papers

Download a PDF Pack of t he best relat ed papers 

Michał Przeperski BBH IPN

Środowiska dziennikarskie w 1956 roku. Szkic do portretu 5 października 1957 r. Władysław Gomułka spotkał się z dziennikarzami. Sformułował wówczas wyraziste opinie na temat aktywności dziennikarzy w okresie odwilży, skupiając się przede wszystkim na popełnionych przez nich politycznych błędach. Rzecz miała miejsce trzy dni po ogłoszeniu decyzji o czasowym zawieszeniu wydawania tygodnika „Po Prostu”, uznawanej powszechnie za jeden z symboli „odejścia od Października”. Warto w tym miejscu zacytować szerszy fragment wypowiedzi I sekretarza, przedstawiający jego opinię na temat środowiska dziennikarskiego: „[można je] podzielić na trzy grupy […]. Do pierwszej, najliczniejszej grupy należy zaliczyć ludzi ideowo związanych z socjalizmem, z partią, ludzi, którzy pracują i starają się pracować jak najlepiej. […] Ta wartościowa, oddana partii część dziennikarzy, których zaliczam do pierwszej grupy, stanowiła i stanowi oparcie partii w jej pracy, w realizowaniu jej linii politycznej w prasie […]. Jest druga grupa dziennikarzy. Zaliczam do niej ludzi niezwiązanych ideowo z socjalizmem, tzw. realistów politycznych […], ludzi, który chcieliby rozwoju Polski takiej, jaką ona jest. Działalność ich również należy oceniać pozytywnie. Jest trzecia grupa dziennikarzy i publicystów, których by można określić jako obiektywnych lub subiektywnych przeciwników i wrogów socjalizmu […]. Działalność tej trzeciej grupy jest bardzo szkodliwa […]. Jeśli uchwały VIII i IX Plenum KC partii mają być realizowane, to dotychczasowy głos tej trzeciej grupy dziennikarzy musi zostać z łam[ów] prasy wyeliminowany”1. Rzecz jasna, do ostatniej ze wspomnianych grup zaliczeni zostali redaktorzy „Po Prostu”, o którym to piśmie mówił zresztą Gomułka bez ogródek, że „zostało zamknięte”2. Wydaje się, że ten fragment wypowiedzi I sekretarza dobrze oddaje, przez jaki pryzmat patrzyły na dziennikarzy najwyższe władze partyjne. Z politycznego punktu widzenia prasa miała wszak być „narzędziem partii, a nie […] jej sojusznikiem”3. Na uwagę w powyższym wystąpieniu zasługują zresztą, jak sądzę, dwa elementy. Jeden stały: w myśl powyższych kryteriów sprawy polityczne pozostawały kluczowe przy ocenie dziennikarzy. De facto 1 AAN, KC PZPR, 237/V-846, Fragmenty przemówienia tow. Wiesława na naradzie z dziennikarzami, 5 X 1957 r., k. 4–5. 2 Ibidem, k. 5. 3 J. Drygalski, J. Kwaśniewski, (Nie)realny socjalizm, Warszawa 1992, s. 233.

Nie tylko Po prostu_B5_nowy.indd 98

2019-12-10 15:24:43

Środowiska dziennikarskie w 1956 roku. Szkic do portretu

99

musiało to oznaczać uzależnienie ich oceny od dyspozycyjności wobec oczekiwań centrum władzy. Dawało to paradoksalny efekt: młodzi marksiści z „Po Prostu” okazują się szkodliwi, a posłuszni bezpartyjni są stabilizatorami systemu. Drugi element można jednak uznać za osiągnięcie Października. Było nim pojawienie się trwałych nisz dla wspominanych w przemówieniu „realistów politycznych”, od których nie wymagano już aktywnego żywiołowego poparcia, ale raczej uznania faktów geopolitycznych. Wbrew opinii Gomułki, podziały w środowisku dziennikarskim w okresie odwilży wydają się nieporównanie bardziej złożone. Niewątpliwie dyspozycyjność wobec władzy była istotna, ale przyjmowanie jedynie perspektywy stricte politycznej dla opisu postaw dziennikarzy to upraszczanie rzeczywistości. Nie tylko programy polityczne formułowane w Warszawie, lecz także publikowane tam artykuły rezonowały inaczej wśród dziennikarzy stolicy, a inaczej na Wybrzeżu czy na Śląsku. Odległość od politycznego i kulturalnego centrum uważam zresztą za kluczowy czynnik różnicujący dziennikarzy. Inaczej też wobec wydarzeń 1956 r. reagowali młodzi dziennikarze na dorobku, a inaczej ci, którzy zdobyli już pewną pozycję środowiskową czy materialną. Tym samym zarówno prasa, jak i środowiska dziennikarskie nie były jednorodne. Znalezienie różnic pomiędzy nimi stanowi krok na drodze do naszkicowania społecznej historii dziennikarstwa tego okresu. Podziały i wewnętrzne zróżnicowania w środowiskach dziennikarskich można częściowo zrekonstruować na podstawie lektury prasy czy literatury memuarystycznej oraz dokumentów partyjnych. Wiele cennych szczegółów dotyczących społeczności dziennikarskiej znajduje się także w spuściźnie archiwalnej Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W 1956 r. w Polsce aktywnych było kilka tysięcy dziennikarzy. Znaczna ich część należała do Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, organizacji mającej na celu przede wszystkim pilnowanie ideologicznej dyscypliny „frontu ideologicznego”. Szacowano, że we wrześniu 1956 r. do SDP należało ok. 3 tys. osób4, z czego warszawski oddział Stowarzyszenia liczył blisko 1700 osób5. Takie skupienie dziennikarzy w stolicy było efektem reform systemu propagandy wprowadzonych w końcu lat czterdziestych. Zamknięto wówczas wiele tytułów prasy lokalnej i zastąpiono je pismami ukazującymi się centralnie. W efekcie nakłady tych ostatnich bardzo poważnie wzrosły. Centralizacja wpłynęła zresztą również na inne aspekty działalności prasowej m.in. na drukarnie i sieć dystrybucyjną6. Centralizacja miała swoje daleko idące konsekwencje. Jedną z nich była m.in. ograniczona aktywność SDP poza stolicą. „O ile tutaj w Warszawie […] czuje się jakoś pracę Stowarzyszenia, o tyle w terenie, zwłaszcza w małych środowiskach, w małych miastach wojewódzkich, tej pracy właściwie nie widać”7 – mówiono w czasie Plenum ZG SDP w styczniu 1956 r. Problem był jednak poważniejszy, marazm dało się bowiem dostrzec nie tylko wewnątrz Stowarzyszenia. Przede wszystkim widać go było w wyraźnie mniejszej 4 5 6 7

AAN, ZG SDP, 4/7, Stenogram Plenum ZG SDP. Trzeci dzień obrad, 20 IX 1956 r., k. 47. Ibidem, k. 69. W. Sonczyk, Kolportaż prasy w Polsce do roku 1989, „Studia Medioznawcze” 2010, nr 2, s. 80–89. AAN, ZG SDP, 4/5, Pierwszy dzień obrad. Obrady po przerwie obiadowej, 24 I 1956 r., k. 15.

Nie tylko Po prostu_B5_nowy.indd 99

2019-12-10 15:24:43

100

Michał Przeperski

operatywności redakcji prasy pozawarszawskiej. Na przestrzeni lat 1954–1956 Komitet Centralny PZPR wielokrotnie nawoływał dziennikarzy „terenowych” do pisania tekstów ciekawszych i bardziej odpowiadających na społeczne zapotrzebowanie8, ale bez większych skutków. Tym samym notowano poważny regres względem sytuacji sprzed roku 1939, gdy poza Warszawą istniało przynajmniej kilka ośrodków wpływających na kształtowanie opinii publicznej. Na forum SDP nie bez powodu konstatowano w styczniu 1956 r.: „w naszym kraju pogłębia się przedział między prasą centralną i prasą wojewódzką”9. Było po temu wiele powodów. Przede wszystkim praca w stolicy cieszyła się większym prestiżem niż praca „w terenie”. Zatrudnienie w tytule o zasięgu wojewódzkim uważano wręcz za banicję czy za rodzaj kary: „młodzi towarzysze wolą robić nawet podrzędną jakąś robotę w gazecie centralnej, aniżeli pracować w gazecie wojewódzkiej”10. Praca poza stolicą łączyła się też ze znacznie większymi utrudnieniami, gdy szło o przygotowywanie interesujących treści. Jeden z dziennikarzy mówił wprost, że „dziennikarze z prowincji są ogromnie niedoinformowani”11. W atmosferze paranoi tajności, jaka powszechnie panowała w całej Polsce w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych, lokalne instytucje władzy pieczołowicie i skutecznie dbały o to, by żadne informacje na temat ich działalności, poza oficjalnym przekazem propagandowym, nie pojawiały się w prasie. Problemem było także pozyskiwanie wiadomości na temat działalności instytucji centralnych. W tym ostatnim przypadku rozwiązaniem mogło być wsparcie ze strony redakcji stołecznych lub centralnych instancji partyjnych. Te ostatnie nie przywiązywały jednak większego znaczenia do informowania redakcji gazet wojewódzkich, wyraźnie je lekceważąc12. Wśród dziennikarzy pracujących poza stolicą poważny problem stanowiły warunki materialne. „Dziennikarze poznańscy wyjeżdżają w teren […] samochodami bardzo dalekimi od ideału i […] od 11 lat nie otrzymują mieszkań”13 – wskazywał jeden z nich w styczniu 1956 r. Podobnie pół roku później argumentowali dziennikarze ze Śląska: „Na 120 dziennikarzy jest [w Stalinogrodzie] 20 takich, którzy nie widzieli jeszcze Warszawy, jest 30, którzy nie byli nad morzem, a większość takich, którzy z normalnej pensji nie kupili ubrania”14. Oba te przykłady są odbiciem szerszego zjawiska – pauperyzacji polskiego społeczeństwa w połowie lat pięćdziesiątych. Jednocześnie jednak stanowią one świadectwo tego, że „żołnierzy frontu ideologicznego”, którymi mieli być polscy dziennikarze, władze wcale nie rozpieszczały, jeżeli chodzi o dobra materialne. Uwagi te nie odnoszą się zapewne do reprezentantów wąskiej elity – redaktorów naczelnych czy sekretarzy POP gazet wojewódzkich – ale wydają się trafne w odniesieniu do szeregowych dziennikarzy. Potwierdzeniem ogólnego złego stanu materialnego dziennikarzy może być także konstatacja z marca 1956 r. mówiąca o tym, że dziennikarze prowincjonalnego radia „nie 8 9 10 11 12 13 14

Np. AAN, KC PZPR, 237/XIX-68, Dalekopis Sektora Prasy KC, 22 XII 1955 r., k. 1. AAN, ZG SDP, 4/5, Pierwszy dzień obrad. Obrady po przerwie obiadowej, 24 I 1956 r., k. 70. Ibidem, k. 71. Ibidem, k. 19. AAN, ZG SDP, 4/5, Drugi dzień obrad, 25 I 1956 r., k. 18. Ibidem, 4/5, Drugi dzień obrad. Obrady popołudniowe, 25 I 1956 r., k. 9. Ibidem, 3/12, Protokół z zebrania Prezydium ZG SDP, 21 VI 1956 r., k. 41.

Nie tylko Po prostu_B5_nowy.indd 100

2019-12-10 15:24:43

Środowiska dziennikarskie w 1956 roku. Szkic do portretu

101

przyjeżdżają do Warszawy, ponieważ nie otrzymują diet”15. Wszystko to nie oznacza, że sytuacja materialna dziennikarzy stołecznych była dobra. Wydaje się jednak, że lepsza niż kolegów spoza Warszawy. Wśród dziennikarzy stołecznych mniej było też frustracji wywołanej niezaspokojeniem potrzeb materialnych, mogli bowiem liczyć na aktywniejsze wsparcie ze strony ogniw SDP. Jeśli chodziło np. o sprawy mieszkaniowe, to Zarząd Główny skupiał się wyłącznie na problemach dziennikarzy warszawskich16. Z punktu widzenia politycznego w roku 1956 do bardzo poważnych rozmiarów urósł problem relacji pomiędzy redakcją partyjnej gazety wojewódzkiej a Komitetem Wojewódzkim PZPR, ściślej zaś – jego aparatem. Tak sytuację sprzed 1956 r. wspominał Arnold Mostowicz, w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych piastujący stanowisko redaktora naczelnego „Gazety Krakowskiej”: „stosunki z kierownictwem KW w Krakowie były na ogół bardzo dobre […]. Przez cały czas byłem członkiem egzekutywy. W niektórych sprawach głos redaktora naczelnego na egzekutywie znaczył bardzo wiele”17. Z jednej strony był zatem redaktor naczelny postacią ważną w wojewódzkiej nomenklaturze partyjnej. Z drugiej jednak strony, jak wskazywała Irena Tarłowska, wspominając okres swojej pracy we wrocławskiej „Gazecie Robotniczej”, „redaktor naczelny gazety partyjnej był członkiem egzekutywy KW i obowiązywała go dyscyplina partyjna”18. Tym samym miał ograniczone możliwości samodzielnego działania. Potwierdzał to w swojej relacji Ignacy Krasicki, wskazując iż „w praktyce […] tryb odwoławczy kończył się na sekretarzu KW”19. Powyższe opinie zostały jednak sformułowane przez osoby piastujące ważne polityczne funkcje redakcyjne. Tymczasem redaktor „Dziennika Bałtyckiego” podczas wrześniowego plenum SDP jasno mówił, że codzienne funkcjonowanie pisma wojewódzkiego było w rzeczywistości jeszcze trudniejsze. Wskazywał on, że opieka sprawowana przez sekretarza KW ds. propagandy była w rzeczywistości iluzoryczna: „w praktyce jest trudno na co dzień konsultować się [z nim] i radzić. Mamy na co dzień do czynienia z pracownikami niższych szczebli, przede wszystkim kierownikiem wydziału”20. „Pracowników niższych szczebli” zaś – nie bez powodu – uważano za ostoję zachowawczości. Rozpowszechnione było również przekonanie, że to ludzie niewykształceni, których się obawiano i darzono raczej pogardą niż szacunkiem. Potwierdzał to redaktor „Głosu Wybrzeża”, cytując opinie zasłyszane przez niego w gdańskim KW: „My wiemy, że całe wasze kolegium uważa nas, sekretarzy, za idiotów”21. Takie warunki funkcjonowania wojewódzkiej prasy – nie tylko partyjnej – były w 1956 r. powodem niezliczonych sytuacji konfliktowych. Niewątpliwie też nie stymulowały dziennikarzy do samodzielności i podejmowania działalności, która 15 Ibidem, Protokół z zebrania Prezydium ZG SDP, 8 III 1956 r., k. 27. 16 Ibidem, Protokół z zebrania Prezydium ZG SDP, 21 VI 1956 r., k. 48. 17 Relacja Arnolda Mostowicza z 21 II 1985 r. [w:] Materiały pomocnicze do historii prasy Polski Ludowej, t. 13, red. A. Słomkowska, współpraca D. Mikołajczyk-Grzelewska, Warszawa 1988, s. 135. 18 Relacja Ireny Tarłowskiej z 9 I 1988 r. [w:] Materiały pomocnicze do historii prasy Polski Ludowej, t. 17, red. A. Słomkowska, współpraca D. Mikołajczyk-Grzelewska, Warszawa 1988, s. 240. 19 Relacja Ignacego Krasickiego z 19 II 1988 r. [w:] Materiały pomocnicze do historii prasy Polski Ludowej, t. 17…, s. 227. 20 AAN, ZG SDP, 4/7, Stenogram Plenum ZG SDP. Drugi dzień obrad, 19 IX 1956 r., k. 38. 21 Ibidem, k. 19.

Nie tylko Po prostu_B5_nowy.indd 101

2019-12-10 15:24:43

102

Michał Przeperski

mogłaby wiązać się z jakimkolwiek ryzykiem. Bezpieczniej było wydawać gazetę nudną, ale niestwarzającą kłopotów, zgodną z oczekiwaniami lokalnego ośrodka władzy. Tych reguł musieli trzymać się zarówno redaktorzy naczelni, jak i szeregowi dziennikarze. Rok 1956 przyniósł jednak anomalie systemowe, dlatego też dotychczasowe granice stały się nieostre lub zniknęły. Oto np. w styczniu 1956 r. krakowskie „Życie Literackie” wydrukowało głośny reportaż Jerzego Lovella, który w przejmujący sposób ukazał nędzę mieszkańców Krakowa22. Początkowo tekst został zatrzymany przez pracowników krakowskiego KW, ale ostatecznie reportaż opublikowano po bezpośredniej interwencji KC, prawdopodobnie osobiście sekretarza KC Jerzego Morawskiego23. Stanowiło to precedens, na który można się było powoływać. Nie każdy jednak mógł się zwrócić do władz centralnych. Na pewno łatwiej przychodziło to Władysławowi Machejkowi, redaktorowi „Życia Literackiego”, ustosunkowanemu w Warszawie, aniżeli redaktorowi naczelnemu, który podobnych znajomości nie miał. Ale też nie brakowało dziennikarzy którzy, jak wolno sądzić, skutecznie zinternalizowali zasady obowiązujące w zarządzaniu prasą w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. Nie każdy dziennikarz pragnął uniezależnić się od dysponentów politycznych z aparatu wojewódzkiego. „Grozi nam amerykanizacja prasy, co jest najgorszym niebezpieczeństwem w Polsce Ludowej”24 – wskazywał w marcu 1956 r. jeden z dziennikarzy stalinogrodzkich. „Amerykanizacja prasy” miała w tym znaczeniu być zaprzeczeniem leninowskiego modelu prasy i negatywnym przykładem jej ewolucji ku wysługiwaniu się interesom klas posiadających. Jednocześnie stanowiła niebezpieczny objaw słabnięcia dyscypliny wewnątrzpartyjnej. Można sądzić, że tego rodzaju głosy, sprzeciwiające się „amerykanizacji prasy”, były znacznie powszechniejsze. Trzeba pamiętać, że w okresie 1949–1956 kadry dziennikarskie zasilano, „kierując się w ich doborze poziomem politycznym i fachowym oraz obliczem partyjno-politycznym”25, przy czym wyraźną przewagę miał komponent ideowy. Półroczne, następnie stopniowo wydłużane kursy dziennikarskie, a w końcu studia dziennikarskie nie cieszyły się jednak opinią kuźni kompetentnych kadr. Marian Brandys w styczniu 1956 r. energicznie domagał się przyjmowania na studia ludzi bardziej wyrobionych26. Efektem stosowania klucza ideologicznego przy doborze kadr w redakcjach był zapewne awans społeczny licznego grona osób uznawanych za lojalne. To, że ich wykształcenie pozostawało w wielu wypadkach powierzchowne, mogło przyczyniać się do wzmocnienia dyrektywnego systemu zarządzaniu prasą. Jeżeli nadto wziąć pod uwagę proces ściągania najlepszych piór do stolicy, wolno będzie założyć, że w prasie „terenowej” postawy sprzeciwiające się „amerykanizacji prasy” musiały być częste. O ile na początku lat pięćdziesiątych to Warszawa wraz z ulokowanymi tam centralnymi instytucjami partyjnymi stanowiła główne centrum narzucające ideową dogmę, J. Lovell, Miesiąca dzień pierwszy, „Życie Literackie” 1956, nr 2, s. 6–8. AAN, ZG SDP, 4/5, Wystąpienie Jerzego Morawskiego, 25 I 1956 r., k. 16. Ibidem, 3/12, Protokół z zebrania Prezydium ZG SDP, 8 III 1956 r., k. 11. AAN, KC PZPR, 237/ XIX-16, Projekt uchwały w sprawie Szkoły Dziennikarskiej przy KC PZPR [wiosna 1949 r.], k. 2. 26 AAN, ZG SDP, 4/5, Drugi dzień obrad. Obrady popołudniowe, 25 I 1956 r., k. 16.

22 23 24 25

Nie tylko Po prostu_B5_nowy.indd 102

2019-12-10 15:24:43

Środowiska dziennikarskie w 1956 roku. Szkic do portretu

103

o tyle w 1956 r. stała się ona rozsadnikiem ideologicznego zwątpienia. To dziennikarze warszawscy, powiązani układami zawodowymi i towarzyskimi z Komitetem Centralnym jako pierwsi poznali w marcu 1956 r. referat Chruszczowa27. I choć tekst ten błyskawicznie rozprzestrzenił się po całym kraju, to wydaje się, że najsilniejsze wrażenie zrobił na dziennikarzach prasy centralnej. Świadczyło o tym choćby niezwykle burzliwe zebranie kolegium „Trybuny Ludu”, na którym w końcu marca 1956 r. zespół gwałtownie domagał się poszerzenia przestrzeni wolności pisania. Narzekano głośno – w obecności sekretarza KC Jerzego Morawskiego – że „stosunek kierownictwa do »Trybuny« przybierał niekiedy charakter drobiazgowej kurateli”28, domagając się zmiany tego stanu rzeczy. Marzec 1956 r. jawi się tutaj, przede wszystkim dla dziennikarzy prasy centralnej, jako wyraźna data graniczna. Podobnie rzecz oceniał Artur Starewicz, który niedługo później został zastępcą redaktora naczelnego organu KC. Po latach wspominał on, że wśród dziennikarzy „już panowała inna atmosfera, znacznie bardziej liberalna”29. Wolno też sądzić, że to właśnie dziennikarzy z kilku pism warszawskich miał przede wszystkim na myśli Arnold Mostowicz, gdy zwrócił uwagę, że to właśnie „dziennikarze pierwsi, i to znacznie przed pisarzami, forsowali demokratyzację, próbowali ją realizować, walcząc o większą wolność słowa”30. Pisanie tekstów niezgodnych lub nie w pełni zgodnych z wytycznymi aparatu partyjnego wymagało od dziennikarza świadomej decyzji o złamaniu dotychczasowych zasad, o wyjściu z dotychczasowych kolein, o zakwestionowaniu dotychczasowej legitymacji władzy politycznej. W tym sensie zresztą opisane powyżej procesy, do których wiosną 1956 r. doszło w „Trybunie Ludu”, były anomalią systemową. Ważnym czynnikiem, bez którego byłoby trudniej o taki krok, stanowiło wykształcenie. Pozytywna selekcja do redakcji stołecznych – gdzie lądowali dziennikarze lepiej wykształceni – sprzyjała tworzeniu środowisk, w których łatwiej było o ferment. Ale też wspomniana anomalia nie przybrałaby takich rozmiarów, gdyby nie chaos informacyjny wywołany chwiejnym stanowiskiem ścisłego kierownictwa PZPR. Nie było jasności co do tego, jakie są granice wolności słowa; nie wiedziano, co jest dozwolone, a co dozwolone nie jest. Spiętrzały się wzajemnie sprzeczne komunikaty. Oto np. mowę Edwarda Ochaba z 6 kwietnia 1956 r. uznano za bardzo ostrą przyganę pod adresem całej prasy, i to zarówno w stolicy31, jak i na prowincji32. Ale niedługo później Komitet Centralny wystosował list do prasy i KW, w którym stwierdził m.in., że „komitety wojewódzkie powinny zdecydowanie przeciwdziałać występującym wśród niektórych towarzyszy wysoce szkodliwym nastrojom antyinteligenckim i antydziennikarskim. U źródeł takich niepartyjnych nastrojów tkwią stare i szkodliwe nawyki”33. Tym samym lodowate wrażenie wywołane słowami I sekretarza zostało – przynajmniej w pewnej mierze – złagodzone. 27 28 29 30 31 32 33

Modzelewski–We...


Similar Free PDFs