Witold Gombrowicz transatlantyk PDF

Title Witold Gombrowicz transatlantyk
Author Am Adeusz
Course Literatura współczesna
Institution Uniwersytet Warminsko-Mazurskie w Olsztynie
Pages 5
File Size 90.6 KB
File Type PDF
Total Downloads 63
Total Views 139

Summary

Witold Gombrowicz transatlantyk...


Description

Witold Gombrowicz Trans-Atlantyk Opracowanie Akcja powieści wydanej w Paryżu w 1953 r. osnuta jest — przynajmniej pozornie wokół przybycia Gombrowicza do Argentyny w przeddzień wybuchu drugiej wojny światowej. Bohater-narrator trafia do środowiska polskiej emigracji w Buenos Aires, której obyczaje — przyjęcia w ambasadzie, patriotyczne imprezy, kłótnie, spiski, polowania — stanowią karykaturę życia i mentalności dawnych Sarmatów. "Trans-Atlantyk" to próba rozrachunku Gombrowicza z tradycją narodową, zastygłą w postaci podniosłych mitów i stereotypów emocjonalnych. Styl narracji jest mistrzowską parodią barokowej prozy polskiej XVII i XVIII w. Sposób ukazania Polaków w Buenos Aires obnaża ich kompleksy i ambicje. Groteskowe przerysowanie przedstawionych sytuacji prowadzi do wyrazistego nakreślenia wizerunku rodaków, których myślenie jest spętane dziwnie pojętym patriotyzmem. Przede wszystkim pisarz eksponuje ich niedobre samopoczucie — jako obywatele drugiej kategorii ( takimi się czują), żyjący wśród bogatszych, w kraju o bardziej szczęśliwej historii — starają się na siłę lansować ducha polskości, głosić chwałę geniuszy wyrosłych z naszego narodu, wykrzykiwać hasła mające świadczyć o ich patriotycznym nastawieniu itp. Z tego stanowiska wyrastają śmieszne zachowania, które w rzeczywistości wywołują efekt przeciwny do zamierzonego. Gombrowicz pokazuje także siebie jako tego, któremu za względu na biedę i poczucie obcości w nowym kraju trudno było osiągnąć pozycję słynnego pisarza. Z jednej strony próbuje zerwać z przeszłością i ojczyzną, z drugiej nie potrafi się od nich uwolnić. Ów kompleks własnej „polskości”, uwięzienia w polskiej formie, mocno go uwiera i męczy. Dokuczają mu również ambicje, by zostać naprawdę docenionym i brak pomysłu, jak to osiągnąć. Najwięcej uwagi autor poświęca reprezentantom różnych środowisk i ukazuje, jak bardzo są zakotwiczone w polskiej tradycji, która w gruncie rzeczy krępuje ich działania i czyni ich żałosnymi obrońcami przyszłych idei. W istocie Polacy prowadzą niezdrową konkurencję, procesują się, głoszą ideały honoru, ale ich na co dzień nie praktykują. Polacy chętnie okazują sobie gesty życzliwości, które w istocie są puste i wyłącznie na pokaz. Lubią ucztować i pić alkohol. Pisarzowi łatwiej przystać do kompanii z Gonzolem, mimo niepochlebnej opinii o jego zwyczajach, niż popaść w uzależnienie od swolich. Dostrzega błędy i słabości Posła, radcy Podsrockiego, Barona, Ciumkały, Pyckala oraz innych rodaków i ostro krytykuje ich ukorzeniony w sarmatyzmie, przetykany współczesną interesownością i fałszem model polskości. Interesująca jest postawa samego pisarz, który świadomie i celowo zostaje na emigracji, choć na początku stara się stworzyć pozory, że zamierza wrócić do kraju. Jest to jego forma wyzwolenia się spod ciążenia prostej historii i wychowania w duchu patriotycznym. Zachowanie własnej niezależności pojmuje jako równoznaczne z oderwaniem się od poczucia obowiązku wobec ojczyzny. Jest to postawa kontrowersyjna, powielająca model zachowań wieszczów romantycznych w dobie Wielkiej Emigracji po powstaniu listopadowym. Każdy jednak — sygnalizuje autor — powinien takich wyborów dokonywać samodzielnie i nie wolno mu niczego narzucać ani zarzucać błędów. Streszczenie Tekst poprzedza Przedmowa do „Trans-Atlantyku” autorstwa Witolda Gombrowicza z 1957 r., w której autor wyraża obawę, że utwór może być płytko odczytany. Przed krajową premierą wydawniczą Trans-Atlantyku podpowiada polskiemu czytelnikowi właściwy odbiór dzieła. Uważa, że Polacy nie mają dystansu do spraw narodowych. Słowo „ojczyzna” kojarzy się z czymś przestarzałym lub prowokuje do szablonowego, narzuconego przez literaturę, odbioru. Gombrowicz przywołuje fragmenty nadesłanych z Polski opinii o Trans-Atlantyku. 1

Wielość sądów i ocen, często mylnych, razi autora. Autor zwraca uwagę na stosunek Polaków do kraju i narodu. Stwierdza, że jest to postawa „na klęczkach”, sztuczna, jak przed tyranem, tymczasem trzeba dążyć do odrzucenia owej formy na rzecz swobody w podejściu do różnych przejawów polskości. Książka ma za zadanie skłonić czytelników, nie tylko Polaków, do refleksji nad ich stosunkiem do narodu oraz zachęcić do weryfikacji własnej postawy. Wyraża się tu troska o uwolnienie jednostki od nacisku płynącego ze strony ogółu. Autor wskazuje na zamierzony eklektyzm gatunkowy Trans-Atlantyku — mieszają się w nim elementy satyry, absurdu, traktatu, krytyki, dramatu. Utwór jest emanacją przeżyć, uczuć doświadczeń życiowych twórcy. Gombrowicz przypomina czas pisania Trans-Atlanatyku. Zarówno przeszłość jak teraźniejszość nie napawały optymizmem, zaś przyszłość w obcym środowisku była niepewna. Trzeba było odnaleźć się w nowej trudnej sytuacji, dbając o zachowanie własnego „ja”. Stąd wzięło źródło groteskowe w swoim charakterze dzieło . Autor informuje, że jest to wytwór jego wyobraźni, o luźnych związkach z Argentyną i polskim środowiskiem w Buenos Aires. Akcja Trans-Atlantyku toczy się w 1939r. na statku płynącym do Argentyny i w tym kraju, zwłaszcza w Buenos Aires, gdzie skupiła się liczna grupa polskich emigrantów. Gombrowiczbohater-narrator zapowiada relację o swoich początkach w Argentynie, snutą z perspektywy 10lat. W ciągu 20 dni podróży morskiej bliżej poznał towarzysza z kraju, literata Czesława Straszewicza, a także senatora Rembielińskiego, ministra Mazurkiewicza i innych pasażerów. Przed wybuchem wojny w prasie pisano o Polsce, wśród Polaków w Argentynie panował nastrój troski i obaw. Kapitan podjął decyzję o rejsie do Europy, do Anglii lub Szkocji (ponieważ do Polski już się nie uda), ale Gombrowicz postanowił zostać w Argentynie. W trosce o przysłośc Gombrowicz udał się do pana Ciecieszowskiego (nazywanego też Cieciszem), który dawniej mieszkał pod Kielcami, blisko jego kuzynów, Szymuskich. Ten najpierw unikał jednoznacznych opinii i rad, ostatecznie odwiódł go od pomysłu zgłoszenia się w polskim Poselstwie, przestrzegał przed zawistnymi rodakami i obiecał wśród nich znaleźć kogoś, kto go zatrudni (pisarz miał z sobą tylko 96 dolarów, co mogło starczyć najwyżej na dwa miesiące życia). Bohater wynajął skromny pokój w pensjonacie. Miasto zrobiło na nim przygnębiające wrażenie. Najbliższy ranek przyniósł wiadomość o wybuchu wojny. Narrator był pozornie spokojny, bo przecież znajdował się daleko od kraju, ale nie mógł przestać o nim myśleć. Próbował się odciąć od słabej Polski, ale naprawdę była mu bliska i przejmował się jej losem. Ostatecznie poszedło do Poselstwa, gdzie radca Podsrocki przepytywał go z zawartych znajomości. Wreszcie minister Feliks Kosiubidzki (nazywany JW. Posłem) wezwał go na rozmowę. Kiedy Gombrowicz w pokorze ofiarował mu swoje służby, Poseł dał mu 50 pezów i obiecał dać więcej na drogę, jeśli wyjedzie do Rio de Janeiro, gdzie również jest polskie poselstwo. Bohater odmówił, uzasadniając decyzję wstydem. Skonsternowany minister wezwał radcę Podsrockiego, zwracając się do niego poufale „Sroczka”, i razem obrzucili pisarza inwektywami a następnie kłaniali się mu jako wybitnemu literatowi. Postanowili pokazać go cudzoziemcom jako „Wielkiego Geniusza” polskiego Narodu (autor z upodobaniem używa wielkich liter) i prosili, by nie przyniósł rodakom wstydu. Pisarz opuszczał Poselstwo z poczuciem, że został złapany w potrzask, i miał żal do siebie, że się tam udał. Spotkał się z Cieciszowskim. Następnie spotkał się z Baronem, to spotkanie zaowocowało nagłym przypływem uczuć narodowych — uściskał on Gombrowicza i na prośbę Cieciszowskiego natychmiast zatrudnił go jako sekretarza z pensją 1000 lub 1500 pezów, w dowolnych godzinach pracy. Na to gwałtownym protestem zareagował Pyckal, jego wspólnik. Nadszedł kolejny wspólnik — Ciumkała — który przywitał się z Gombrowiczem, wywołując złość Pyckala.

2

Uliczna awantura przeszła groteskową rywalizację między trzema wspólnikami — chodziło o to, czyim sekretarzem zostanie Gombrowicz. Wspólnicy zostawili bohatera w siedzibie firmy. Pisarza w końcu zatrudniono, ale z pensją 85 pezów miesięcznie. Stary rachmistrz Popacki — poczciwy guzdrała — dał pisarzowi zajęcie: akta „do wciągania”. Niebawem otrzymał od Posła biało-czerwony bukiet fluksji i zaproszenie na wieczór u malarza Ficinati. Nie chciał iść na przyjęcie, ale obawiał się, że zostanie uznany za zdrajcę. Pisarza powitano na przyjęciu z największymi honorami. Radca przedstawił go gospodarzowi i gościom jako Wielkiego Polskiego Geniusza, słynnego literata. Radca, zaniepokojony brakiem zainteresowania polskim twórcom, poprosił Gombrowicza o zwrócenie na siebie uwagi. Tymczasem wszedł mężczyzna w czerni, którego natychmiast otoczono kołem. Radca i Baron zachęcali, by Gombrowicz go zaczepił. Chodziło o to, by pisarz polski zrobił większe wrażenie od tutejszego. Narodowe ambicje podsycały „towarzyską agresję”. Bohater pochwycił myśl i wystąpił ze zdaniem, że nie lubi zbyt maślanego masła. Reakcja argentyńskiego pisarza była natychmiastowa — zauważył, że ten pogląd już głosił Satoriusz w Bukolikach, wywołując uznanie zebranych. Podobna sytuacja powtórzyła się kilka razy. Gombrowicz rzucał myśl, ale okazywało się, że to ktoś już kiedyś powiedział. Wobec zarzutów, że zapożycza myśli od innych, pisarz miał ochotę uciec, ale znów wracał. Swoją niezależność demonstrował uporczywym chodzeniem po Sali. Razem z nim zaczął chodzić inny gość, który okazał się wielbicielem mężczyzn, nazywanym pogardliwie „ puto”. Wyszli razem na ulicę, ów mężczyzna był to Gonzalo — Portugalczyk, bardzo bogaty. Opowiedział Gombrowiczowi o sobie, stwierdzając aby się nie obawiał bo gustuje jedynie w młodych chłopcach. Uganiał się zwłaszcza za jednym chłopcem, który był polakiem. Gonzolo domagał się, by pisarz zapoznał go ze swoim rodakiem. Więc udali się za młodym chłopcem i jego ojcem do parku. Tam, w wielkiej Sali Tańców usiedli przy sąsiednim stoliku. Bohater odszedł na chwilę i spotkał Pyckala, Barona i Ciumkałę, którzy powitali go serdecznie. Pokłócili się o to, kto ma być fundatorem wódki dla pisarza. Uznali go za spryciarza, skoro zaprzyjaźnił się z milionerem. Wcisnęli mu pieniądze. Gonzalo domaga się aby Gombrowicz zapoznał go z Polakami, przepija do młodzieńca. Do Goznala przepijają Baron, Pyckal i Ciumkała. Gombrowicz zapoznał się z Polakami ( ojciec — Tomasz Kobrzycki i syn — Ignacy), po cichu uprzedził ojca o planach Gonzala wobec jego syna. Ten wybuchnął gniewem i zabronił przepijania do syna. Na to Portugalczyk wypił zawartość kubka i rzucił go w głowę Tomasza. Obaj stanęli naprzeciw siebie jednak nie doszło do bójki. Następnego dnia Kobrzycki poprosił pisarza o wyzwanie w jego imieniu milionera na pojedynek. Ale Gonzalo się boi. Jednocześnie proponuje aby Gombrowicz jako świadek oszukiwał i wpuszczał kule w rękaw. Pisarz nie chciał tego ale wiedział, że to jedyny sposób, by skłonić Gonzala do właściwego zachowania. Pod nieobecność Ciumkały pisarz przedstawił sprawę Baronowi i Pyckalowi oraz skłonił do udziału w charakterze sekundantów. Radca Podsrocki zaprosił Gombrowicza listownie do Poselstwa. Wiedział bowiem już o planowanym pojedynku. Postanowił wykorzystać tę okazję, żeby ukazać Argentyńczykom bohaterstwo i honor Polaków. Ponieważ na pojedynek nie zaprasza się widzów, trzeba było stworzyć okoliczności do „przypadkowego” pojawienia się ich w wyznaczonym miejscu. Wśród wzajemnych komplementów postanowiono zorganizować polowanie ( chociaż w środku miasta nie ma zajęcy). Konie i psy można było wypożyczyć u Barona. Jakkolwiek pomysł był niedorzeczny, wszyscy stwierdzili, że jest genialny. Ponieważ pojedynek miał być bez kul, świadkowie dążyli do zaostrzenia innych wymagań. Postanowiono odejście przeciwników na 30 kroków i walkę do trzeciej krwi ( nie pomyślano o tym, że warunek ten nie może być spełniony). Snując się po ulicach Gombrowicz wstąpił do Poselstwa. Minister oczekiwał poważnego potraktowania pojedynku. Następnie Gombrowicz wstąpił do kawiarni na kawę i nagle zapragnął zobaczyć Ignaca. Poszedł do pensjonatu,

3

w jednym z pokoi spał Ignac. Bohater złościł się na siebie, że przyszedł do chłopca, nie rozumiał celu swojej wizyty. Czuł się zaniepokojony o przyszłość Narodu i uważał, że należy karnie wychowywać młodzież, by mu wiernie służyła. Pojedynek odbył się następnego dnia, wcześnie rano. W trakcie pojedynku wyłonił się konny orszak niby przypadkowych obserwatorów. Kiedy stało się jasne, że świadkowie przeoczyli szczegóły, iż nie da się nikogo zranić i warunek walki do krwi nie będzie osiągnięty, nieoczekiwanie rywalizacja został przerwana. Pogryzły się ogiery Barona i Pyckala, rozpętując zamieszanie wśród koni i psów, które zaatakowały czającego się w zaroślach Ignaca. Próby strzelania do napastników z braku kul zawiodły, wówczas na ratunek chłopcu rzucił się Gonzalo. Tomasz wdzięczny za ocalenie syna od śmierci, wybaczył mu zniewagę. Obejmując się, obaj deklarowali sobie przyjaźń. Gonzalo zaprosił zebranych do swojej posiadłości. Pisarz odbywał drogę w towarzystwie Tomasza i przestrzegał go przez Gonzalem nadal czyhającym na niewinnego Ignaca. Kiedy Tomasz postanowił wracać z synem do miasta, okazało się że Gonzalo nie zamierza ich wypuścić (kazał nawet zdjąć koła z powozów). Gombrowicz i Tomasz dostali pokoje obok siebie, zaś Ignac w odległej części pałacu. Pisarz sądził, że to celowe działanie gospodarza. Kolejny raz ostrzegł przed nim ojca Ignaca i przyznał się do intrygi podczas pojedynku, prosząc o wybaczenie. Poruszony tym faktem Tomasz uznał, że tylko krew zmyje hańbę, ale nie miał na myśli śmierci zniewieściałego Gonzalesa, tylko własnego syna. Gonzalo podsłuchał rozmowę i miał pretensje do kompana, że ujawnił tajemnicę (pojedynek bez kul). Twierdził, że nie dopuści do śmierci chłopca i że to syn zabije ojca, zaś on sam wie, jak do tego mordu doprowadzić. Bohater zorientował się, że pomocnikiem będzie Horacjo. Rankiem następnego dnia Gonzalo powitał wszystkich w wymyślnym szlafroku. Horacjo nadal, z zachowaniem symetrii, odpowiadał gestami na ruchy Ignaca. Tomasz z ciężkim sercem przyglądał się osaczaniu syna, ale nie chciał być niegrzeczny wobec gościnnego gospodarza i postanowił zabawić u niego jeszcze kilka dni, co bardzo ucieszyło Gonzala. Zaprosił gości do ogrodu a Ignaca do palanta. Wyjaśnił zasady gry (inne niż w Polsce) i z dużą zwinnością pokonał chłopca. Z uderzeń piłką przez Ignaca i stukania w paliki powstał rodzaj specyficznej gry gestów i odgłosów, nazywanej przez narratora buch-bachem, budującej napięcie między chłopcami. Gonzalo stopniowo uzależniał Ignaca, wpędzał w rytm zachowań, by potem odpowiednio sterować jego postępowaniem. Tomasz przez cały czas przyglądał się temu, ale udawał, że nie dostrzega perfidnej gry gospodarza. Za płotem pojawili się w bryczce Pyckal, Baron i Ciumkała, którzy w okolicy kupowali konie. Chociaż siedzieli w bryczce, mieli założone ostrogi. Kiedy narrator ( narrator i główny bohater o nazwisku Gombrowicz to jedna osoba) usiadł obok Pyckala, ten wraził mu ostrze w nogę. Wspólnicy szybko odjechali uprowadzając z sobą omdlałego z bólu bohatera. W piwnicy, do której go zabrali, wyjaśnili, zadając sobie nawzajem od czasu do czasu ból, że zjednoczyli się w Związku Kawalerów Ostrogi, do którego odtąd należy też Gombrowicz. W miejscu spotkania pojawili się Rachmistrz ( w Związku był osobą dominującą i musieli go słuchać trzej wspólnicy, jego pracodawcy) nieco później Księgowy, Kasjer oraz urzędniczka – panna Zofia. Wszelkie próby odejścia ze Związku były natychmiast karane wrażeniem ostrogi w nogę i ogromnym bólem, czego doświadczył również narrator. Żeby wyrwać się z uwięzienia, główny bohater zaproponował towarzyszom aktywne działanie. Zaproponowano zabicie ministra, potem jego żony i dzieci, jednak Gombrowicz powstrzymał te zapędy, twierdząc, że takie rzeczy już bywały, zaś najstraszniejsze jest zabójstwo bez powodu. Na ofiarę najlepiej nadawał się niewinny Syn – Ignac. Pod pretekstem rozeznania sytuacji i przygotowania mordu narrator wrócił do pałacu Gonzala. Gospodarzowi wyjaśnił, że zasłabł i przez przypadkowych ludzi został odwieziony od szpitala. W pałacu

4

nadal toczy się gra między Ignacem a Horacjem, inspirowana przez Gonzala. Tomasz przygląda się biegowi zdarzeń. Radca Podsrocki dyskretnie zapowiedział Gonzalowi, że Poseł organizuje kulig, który ma doń zawitać. Tymczasem milioner przygotowuje Ignaca do ojcobójstwa — ma to zrobić z Horacjem, z którym systematycznie i rytmicznie dubluje wszelkie czynności. Bogacz oczekuje, że chłopiec — gdy już będzie winowajcą — w obawie przed więzieniem stanie się w pełni uległy wobec Gonzala. Ten chytry plan przerażał Gombrowicza. Tomasz podtrzymywał chęć zabicia syna, który zaprzyjaźnił się z Horacjem ku zgorszeniu ojca. W nocy zjechali przed pałac kuligiem Poseł i inne znaczące osoby. Rozsunięto meble i rozpoczęły się tańce. Celem spotkania było pokazanie cudzoziemcom animuszu Polaków, którzy nie załamali się wobec klęsk wojennych w kraju i balują w myśl hasła: Zastaw się, a postaw się! Narrator dostrzegł za krzakami jakiś dziwny stwór. Okazało się, że to Baron dosiadający Ciumkałę. Zaraz pojawił się też Rachmistrz „jadący” na Cieciszu (Cieciszowski), którzy przybyli zrealizować swoje straszne zamiary, dodając sobie ducha okrzykami. Ignacy tańczył z panną Tuśką, zaś Horacjo z panną Muszką, ale obaj zachowywali się jakby tańczyli z sobą i do siebie przytupywali. Tymczasem Tomasz schował w kieszeni surduta długi nóż. Zapamiętały taniec nabierał mocy i już wydawało się, że dojdzie do tragedii, ponieważ Horacjo natarł na Tomasza i przewrócił go, a zaraz doskoczył do nich Ignac. Tymczasem Ignac, w decydującej chwili wybuchnął śmiechem i przeskoczył ojca, rozładowując napięcie i wywołując ogólną radość zebranych. Wszyscy zaśmiewali się, nie mogąc opanować wybuchu emocji.

5...


Similar Free PDFs